sobota, 2 marca 2013

6. Something new.


- Halo, czy wszystko jest w porządku? Żyjesz? – usłyszałam głos, który powoli docierał do moich uszu.
Otworzyłam oczy, a obraz, który ujrzałam był bardzo zamazany. Kiedy złapałam ostrość, dostrzegłam parę piwnych oczu wpatrujących się we mnie z troską.
- Mhm… Chyba trochę zasłabłam. – wymamrotałam i przyjrzałam się swojemu „wybawcy”, którym okazał się… Xabi Alonso.
- Ale na pewno wszystko ok? Nie uderzyłaś się w głowę? – mężczyzna pomógł mi wstać i zaprowadził mnie w stronę ławki, bo do tej pory siedziałam nieprzytomna na schodach, oparta o barierkę. Uroczo.
- Nie, raczej nie. Dziękuję za pomoc. – uśmiechnęłam się blado.
- Ja cię chyba kojarzę, prawda? – piłkarz wpatrywał się we mnie uważnie – To ty byłaś na naszym treningu a potem w poniedziałek w klubie, prawda? Jesteś znajomą Ikera.
- Tak, miło mi, Tosia jestem. – podałam dłoń Hiszpanowi – Ty się nie musisz przedstawiać, chyba wszyscy cię tu znają.
- Z pewnością, ale dobre wychowanie nakazuje przedstawić się damie. Xabier. – Alonso ucałował moją dłoń. No tak, Pan Szarmancki.
- Chyba niedługo będzie nam dane częściej się widywać. Właśnie zostałam waszą fizjoterapeutką-stażystką. Możliwe, że zemdlałam też trochę z nadmiaru wrażeń…
- Ostatni stażyści byli beznadziejni… Albo nie znali się na robocie, albo wykonywali ją wręcz ze zbyt dużym zaangażowaniem i kontuzje niektórych z nas się pogłębiały. Ty wyglądasz na ogarniętą dziewczynę i mam nadzieję, że nam nie zaszkodzisz. – Xabi zaśmiał się. – Wybacz, muszę lecieć na trening, ale powiedz, czy na pewno już wszystko w porządku?
- Tak tak, dam sobie radę. Zamówię taksówkę i pojadę prosto do hotelu. Dziękuję za pomoc. – odwzajemniłam uśmiech.
- Zawsze do usług droga Pani! No i do zobaczenia kiedyś gdzieś w ośrodku! – Alonso pożegnał się i pognał w stronę stadionu.
Siedziałam na tej nieszczęsnej ławce i próbowałam ogarnąć myśli. Miotały mną skrajne uczucia, dzika radość i olbrzymi strach przed czymś nowym. W dodatku mój argument o nieangażowaniu się uczuciowo stracił teraz sens, bo miałam tu zostać na dłużej. Do tego presja, olbrzymia presja. Miałam być odpowiedzialna za zdrowie najlepszych piłkarzy świata i Europy. Zaczęłam wątpić w siebie, pomimo tego, że w Polsce wyprowadziłam z kontuzji naprawdę wielu młodych sportowców. Lecz mimo wszystko olbrzymia przepaść dzieliła bycie fizjoterapeutą akademickiej drużyny sportowej a bycie fizjoterapeutą reprezentacji Hiszpanii w piłce nożnej. Westchnęłam i poszłam w stronę postoju taksówek.

Megan czekała na mnie w hotelu. Zresztą mogłam się tego spodziewać – moja przyjaciółka była chyba najbardziej ciekawską istotą świata!
- I co, i co, i coooooo? – dopadła mnie niemalże w drzwiach – Masz strasznie dziwny wyraz twarzy. Nie udało się? – jęknęła.
- Udało. Dostałam miejsce na tym stażu. – odpowiedziałam.
- No to heloooł? Gdzie radość? Szampan? Euforia?
- Bo ten staż to praca jako fizjoterapeuta reprezentacji Hiszpanii. A wiesz co to oznacza? – zapytałam.
- Och. Iker i Sergio, prawie codziennie. – Meg nie kryła tego, że jest zszokowana moim nowym miejscem pracy.
- No właśnie. I cały misterny plan… w pizdu! – opadłam bezsilnie na kanapę. – Mamy jakieś wino? Bo na trzeźwo chyba tego dzisiaj nie przetrawię.
- Pewnie, że mamy! – moja przyjaciółka wyjęła z szafki butelkę i kieliszki – Ogarnij się, rozluźnij, a potem sobie spokojnie pogadamy.
Faktycznie, pozbycie się spódnicy i butów na obcasie, a także zmycie makijażu było genialnym pomysłem. Podreptałam w dresie do pokoju i rozłożyłam się na kanapie. Czułam się zmęczona nadmiarem emocji, a wiedziałam, że to dopiero początek…
- Ej, Siostra, a gdzie ty będziesz mieszkać? – zapytała Meg, nalewając nam wino.
- Dostanę mieszkanie służbowe. A staż będzie płatny. Właściwie to nieźle się ustawiłam. – uśmiechnęłam się – Tylko ta moja słabość do Hiszpanów!
- Bo do Hiszpanów nie da się nie mieć słabości! Cudowni sąąąą… - rozmarzyła się – Ale ale! Skoro ty tu będziesz mieć swoje gniazdko to będę wpadać do ciebie czasami na weekendy, co?
- No pewnie! Przylatuj kiedy zechcesz! Przecież ja tu oszaleję bez nikogo znajomego! – przewróciłam oczami – I chyba całkiem przejdę na hiszpański tryb myślenia!
- DEAL! – Meg aż pisnęła – Weekendy w Madrycie, ależ będę miała życie! Aż rymuję! – zaśmiała się – A ty się nie martw, Iker nie da ci tu zginąć. To porządny facet jest, na pewno się tobą zaopiekuje! I nie patrz się tak na mnie, dobrze będzie!
- No chyba musi być, co nie? – uśmiechnęłam się niepewnie.

Przegadałam z Megan cały wieczór. Tego mi było trzeba – przyjaciółki, wina i relaksu. Choć na chwilę wszystkie moje niepewne myśli odeszły w dal. Zaczęłam dostrzegać coraz więcej plusów mojej obecnej sytuacji. Wymarzona praca, ukochane miasto, pomaganie ludziom, których uwielbiałam i szanowałam najbardziej na świecie. Żyć nie umierać, prawda? Oczywiście moje ambicje nie dawały mi żyć i bałam się pierwszego dnia w nowym miejscu, z nowymi ludźmi. Mój szef dałby sobie za mnie rękę uciąć, więc nie mogłam go zawieść! Postanowiłam, że będę profesjonalistką i przede wszystkim skupię się na zdrowiu moich kochanych Hiszpanów. Rozterki sercowe muszą zejść na drugi plan.
Długo nie mogłam zasnąć. Jak zawsze przed dniem, w którym miało wydarzyć się coś ważnego. Próbowałam wszystko zaplanować sobie w myślach, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że zawsze moje plany nijak się mają do rzeczywistości. Byłam od kilku dni w Madrycie, a zdążyłam poznać moich idoli i dostać pracę, która ich dotyczyła. Niejedna osoba mogła mi pozazdrościć, ba, na pewno dużo kobiet chciałoby być na moim miejscu. Nie miałam prawa na nic narzekać.
- Chyba zaczynam nowy życiowy etap. Oby lepszy. – westchnęłam pod nosem i zamknęłam oczy. Jutro czekał mnie jeden z najważniejszych dni w moim życiu…

1 komentarz:

  1. Jesteś genialna! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń