czwartek, 21 lutego 2013

5. Changes, changes.


Obudziłam się mając ogromnego kaca. Marzyłam o tym, żeby z powrotem zasnąć i wstać rześka, bez bólu głowy i mdłości. Nic z tego. Mój organizm postanowił zrobić mi na złość i pozbyć się zawartości mojego żołądka. Sprintem poleciałam do łazienki. Musiałam wyglądać niezwykle żałośnie z głową opartą o muszlę klozetową…
- Chcę umrzeeeeć. – wyjęczałam.
- Nie ty jedna. – do łazienki weszła Megan – W życiu nie miałam takiej migreny, w życiu. Ja nie wiem, Hiszpanie mają jakiś inny alkohol czy co?
- Alkohol mają normalny, ale chyba wolę nie liczyć ile go wczoraj w siebie wlałyśmy. Mój organizm się buntuje. Zostaję abstynentką! – westchnęłam – A Łukasz ma wpierdziel za pomysł z tymi zawodami w piciu!
- Ja mu mogę ten wpierdziel zaserwować, z dziką chęcią! Ała… - Meg wyszczerzyła się, po czym załapała się za głowę.
- Ty nawet ledwo żywa nie odpuszczasz, co? – zaśmiałam się.
- Nigdy! Idę za ciosem! Umówiłam się z Łukaszem i Kubą, że w przyszłym miesiącu wpadam do Dortmundu i robię z nimi wielki wywiad. Szef na pewno da mi awans!
- Gratulacje! Przeczytam, chcę honorowy numer, z dedykacją i oprawiony w bramkę!
Powoli wstałam z podłogi, umyłam zęby i skierowałam się w stronę kuchni. Marzyłam teraz o gorącej, mocnej kawie. Musiałam postawić się na nogi.
- To może teraz mi powiesz co to było wczoraj z Ramosem? – zapytała Megan, siadając koło mnie przy stole.
- A co miało być? Potańczyliśmy trochę, pogadaliśmy, wypiliśmy kilka drinków. W sumie jest całkiem sympatycznym facetem. – odpowiedziałam, ale nie byłam w stanie spojrzeć przyjaciółce w oczy.
- Tylko? Tośka, kurde, musiałabym cię nie znać…
- No tak, znasz mnie aż za dobrze. – westchnęłam – Okej, lecę na niego. I lecę na Ikera, ale ta słabość to już ma staż dobrego małżeństwa. I ani jedno ani drugie nie ma sensu, bo za kilka dni wracamy do kraju. Iker dopiero wyleczył złamane serce, a Sergio jest lowelasem. Jestem w czarnej dupie, Siostra.
- Och. – Megan wydała się być zaskoczona – A dlaczego nie zaryzykujesz? Odległość chyba nie jest takim problemem? Albo zafunduj sobie przygodę wakacyjną?
- Nie chcę czymś takim skrzywdzić Ikera, ani być kolejnym podbojem Ramosa. A równocześnie oni nie potrafią być mi obojętni. No i przede wszystkim nie mam ochoty na złamane serducho. Więc jeśli już to w grę wchodzi tylko przyjaźń z nimi. Tak będzie najlepiej, nie?
- Tosiaaaa…. – przyjaciółka przytuliła mnie – Oczywiście, że robisz dobrze, ale jednocześnie boję się, że tracisz szansę na zbudowanie uczucia swojego życia. No ale… metoda małych kroczków, pamiętasz? Nie odrzucaj całkiem ani Ikera ani Sergio, jeśli któryś z nich jest ci pisany, to w końcu coś z tego wyjdzie. A widziałam jak na ciebie patrzyli!
- Taaaa, gadanie. Jesteśmy na urlopie i nie będę się bawić w żadne love story, koniec i kropka! - chociaż raz w życiu starałam się być racjonalna.

***

Całe popołudnie spędziłam leniwie. Właściwie to nawet nie ruszyłam się z leżaka na tarasie. Odpoczynek w promieniach słońca był w tym momencie najlepszym wyjściem po całonocnym wypadzie. Czułam, że coraz bardziej kocham Hiszpanię – za słońce, za klimat, za życzliwość ludzi… no i oczywiście za piłkarzy, ale to akurat już od zawsze było moją słabością. Marzyłam o tym, żeby powracać tu jak najczęściej. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącego smsa. To był Iker.
Trening na kacu jest najgorszą rzeczą na świecie! Umieramy z chłopakami, a na taryfę ulgową nie ma co liczyć :-( Jak tam u Was dziewczyny?
Odpisałam, że u nas bardzo podobnie, ale w przeciwieństwie do nich możemy leżeć i wygrzewać się na słońcu. Tak wiem, byłam w tym momencie złośliwa, ale przecież czasami można, nie? Po chwili mój telefon zaczął dzwonić, myślałam, że to Iker, ale na wyświetlaczu ujrzałam imię swojego szefa.
- Halo halo Jakubie, coś się stało? – odebrałam.
- Cześć Tośka! Słuchaj, czy ja dobrze kojarzę, że ty teraz siedzisz w Madrycie?
- Bardzo dobrze kojarzysz Szefie. Tylko mi nie mów, że muszę szybciej wracać do Polski, bo odpowiem ci, że nie ma mowy! – zaśmiałam się.
- Właściwie to wręcz przeciwnie. – zaczął mężczyzna – Słuchaj mnie uważnie, bo na pewno cię to zaciekawi…
Ze zdania na zdanie moje oczy robiły się coraz większe. Szef totalnie mnie zaskoczył, a ja zamiast uważnie go słuchać, miałam coraz większy mętlik w głowie. Po skończonej rozmowie odłożyłam telefon i wpatrywałam się w niego zszokowana.
- Ej, co jest? – zapytała Megan – Zwolnili cię czy jaka cholera?
- Nie… - wydukałam – Jakub powiedział, że mogę zostać tu na kilkumiesięcznym stażu. Załatwił mi rozmowę kwalifikacyjną. Pojutrze.
- COOOO? GDZIEEEE? – moja przyjaciółka prawie spadła z leżaka.
- Nie wiem. Powiedział, że dowiem się na miejscu. Ma mi przysłać godzinę spotkania i adres, pod którym mam się stawić w czwartek. Podobno z moimi referencjami mam całkiem spore szanse…
- To dlaczego ty się nie cieszysz? – pisnęła Meg.
- Jestem w szoku. W szoku jak cholera. Odkąd tu jesteśmy wszystko układa się idealnie, boję się, że to taka cisza przed burzą i końcu coś pierdolnie. – westchnęłam – Ale ja? JA i praca w Madrycie?!
- Gdyby nie to, że nie możemy patrzeć na alkohol, już leciałabym po szampana! – usłyszałam od mojej Sis – I dasz radę! Na pewno cię przyjmą! A jutro lecimy na zakupy, wynajdziemy ci takie ciuchy, żeby prezentowała się jak najlepiej, jak profesjonalista!
- Co ja bym bez ciebie zrobiła! – przewróciłam oczami i uściskałam przyjaciółkę, a mój żołądek skręcał się już nie tylko z powodu kaca, ale także i z nerwów.

***

Czas do czwartku ciągnął się nieubłaganie. Nawet zakupy i zwiedzanie miasta z Megan zajęły nam dużo mniej czasu niż przypuszczałam. Nikomu nie mówiłam, że mogę tu zostać. Nie wiedziała o tym moja rodzina, przyjaciele, Iker też. Tylko Meg cały czas trzymała kciuki za to, żeby udało mi się. No i w końcu nadeszła „godzina 0”, stanęłam przed wejściem budynku, w którym zaraz miało się rozegrać moje być albo nie być. Sympatyczna pani recepcjonistka zaprowadziła mnie do wyznaczonego gabinetu i zapowiedziała moje przybycie.
- Pani Wierzbicka? – zapytał mężczyzna, śmiesznie wypowiadając moje nazwisko – Zapraszam.
Nogi miałam jak z waty. W dodatku wydawało mi się, że skądś znam tego mężczyznę.
- Bardzo miło mi panią poznać. Miguel Guttierez. – przedstawił się, uścisnął mi dłoń, a ja nagle doznałam olśnienia!
- Och, to zaszczyt pana poznać! – wypaliłam, bo zorientowałam się, że właśnie rozmawiam z facetem, który nieraz stawiał La Roję na nogi, fizjoterapeutą reprezentacji Hiszpanii.
- Bardzo mi miło. Zapewne orientuje się pani, w jakiej sprawie została tu zaproszona? – zapytał.
- Właściwie jeśli mam być szczera… to nie do końca. – przyznałam zgodnie z prawdą – Mój szef wspomniał tylko o kilkumiesięcznym stażu i dodał, że wszystkiego dowiem się na miejscu.
- A to spryciarz z pana Jakuba! Wszystko zrzucił na mnie! – zaśmiał się Guttierez – Otóż pani Tosiu, od jakiegoś czasu prowadzimy specjalny program, mający na celu danie szansy najzdolniejszym fizjoterapeutom w Europie. Pan Jakub zgłosił panią do projektu i muszę przyznać, że pani referencje i doświadczenie są imponujące jak na tak młodą osobę. Chcielibyśmy, żeby nawiązała pani z nami współpracę – oczywiście gwarantujemy pani mieszkanie i comiesięczne wynagrodzenie na ten czas. – mężczyzna przed dłuższą chwilę przedstawiał mi warunki umowy i korzyści, jakie mogą z niej płynąć.
- Właściwie w ciemno mogę powiedzieć TAK. – byłam w szoku po usłyszeniu tego wszystkiego, chociaż moja podświadomość już skakała i tańczyła z radości – To dla mnie niesamowite wyróżnienie! Szansa pracy z tak wybitnymi specjalistami. Mam nadzieję, że wyniosę z tego stażu jak najwięcej doświadczenia zawodowego!
- Cieszę się, że nie musiałem długo pani przekonywać i mam nadzieję na owocną współpracę. Moja sekretarka podpisze z panią wszystkie niezbędne papiery i właściwie jutro może pani zaczynać. Wtedy zapoznam panią ze szczegółami harmonogramu pracy. – mój przyszły szef wyglądał na zadowolonego.
- W takim razie do zobaczenia jutro Szefie! – pożegnałam się z Hiszpanem i pognałam na dół załatwić wszystkie formalności.
Sekretarka okazała się być przemiłą kobietą, na oko niewiele ode mnie starszą. Szybko przeszłyśmy na „ty” i czułam, że na pewno będziemy się dogadywać, a każda przyjazna osoba w mojej obecnej sytuacji była na wagę złota. Już wychodziłam z budynku kiedy usłyszałam jej głos.
- Zazdroszczę ci!
- Tak? Czego? – odwróciłam się, stając w drzwiach.
- Tych wszystkich uroczych pacjentów! Nasi panowie z reprezentacji na pewno ucieszą się z takiej młodej i sympatycznej fizjoterapeutki!
- Reprezentacji? LA ROJA?! – moje oczy były w tym momencie wielkości spodków od filiżanek.
- Och, nie udawaj, że nie wiesz z kim będziesz pracować! – zaśmiała się Agnes.
- Oj, przejrzałaś mnie! – zaśmiałam się i próbowałam nie okazywać szoku – Do jutra!

La Roja. Ja jako fizjoterapeutka reprezentacji Hiszpanii. Ja, 25-letnia dziewczyna z Polski i moi absolutni idole. No i przede wszystkim tyle czasu w Madrycie, moim ukochanym Madrycie.
- O Boże. Iker i Sergio. – wyszeptałam do siebie i poczułam, że robi mi się ciemno przed oczami…

wtorek, 12 lutego 2013

4. Party night.


Siedziałam na trybunach, patrzyłam na trening Królewskich i nie potrafiłam ogarnąć swoich myśli. Wzrokiem cały czas podążałam za Ramosem. Działał na mnie jak jakiś dziwny magnez, od którego nie mogłam się odczepić. Owszem, zawsze mi się podobał, jak zresztą spora część zawodników Realu, ale teraz miałam ochotę się na niego rzucić. Równocześnie nadal facetem idealnym pozostawał dla mnie Iker. Czułam się jak uwięziona między młotem a kowadłem, między uczuciami a cielesnością.
- No pięknie. – usłyszałam od Megan.
- Hmmmm? – zapytałam, patrząc na nią nieprzytomnie.
- Wpatrujesz się w Ramosa jak nie przymierzając, sroka w gnat. Tylko nie wiem czy Twój wzrok chce go pożreć czy zabić.
- Co? W jakiego Ramosa? – próbowałam nie okazywać żadnych emocji związanych z blondasem – Zamyśliłam się po prostu i wzrok mi się zawiesił, głupolu.
Urywając temat, wyjęłam aparat i zaczęłam pstrykać fotki Królewskim. Nareszcie mogłam w pełni wykorzystać prezent, który dostałam od przyjaciół na moje 25. urodziny – obiektyw dostosowany do fotografii sportowej. Muszę przyznać, że sprawdzał się idealnie. Iker prezentował się w bramce nadzwyczaj dobrze i udało mi się uwiecznić go na kilku naprawdę niezłych ujęciach. Byłam szczęśliwa, że będę miała tak wyjątkową pamiątkę z pobytu z Madrycie. Po Casillasie „pomęczyłam” trochę Karima, potem Xabiego, Cristiano, aż w końcu w zasięgu mojego pola widzenia znalazł się Sergio. „Niech będzie, w końcu zawsze go podziwiałam. Nie mogę zachowywać się jak jakiś dzikus tylko dlatego, że długo nie miałam faceta, a ten akurat na mnie działa.” – pomyślałam. Jedno zdjęcie, drugie, trzecie… Nagle Ramos zatrzymał się i zaczął patrzeć dokładnie w moim kierunku. Puścił oczko i pobiegł dalej. A ja oczywiście akurat w tym momencie nacisnęłam spust migawki, och! Po dłuższej chwili Meg wyrwała mi z rąk aparat.
- No pokaaaż! Cykasz te zdjęcia i cykasz, chcę zobaczyć!
Oddałam przyjaciółce moje „dziecko” (tak nazywałam swój ukochany aparat, z którym nie rozstawałam się od 18. roku życia) i czekałam na uwagi.
- Jednak ten obiektyw był świetnym pomysłem na prezent! Musze powiedzieć reszcie ekipy, że trafiliśmy w dziesiątkę! – cieszyła się jak dziecko.
- Trafiliście. – przytaknęłam – Ale nawet nie chcę myśleć, ile was to kosztowało.
- I nie myśl! Przecież dobrze zarabiamy! Jeszcze kilka wywiadów ze znanymi sportowcami i dostanę awans w redakcji a wtedy to la bamba, będę ustawiona idealnie! – odpowiedziała uśmiechnięta Megan, cały czas przeglądając zdjęcia – O rety, jaki uroczy Iker! Koniecznie będziesz musiała wysłać mu te fotki, są kochane!
- Wywołam je sobie i powieszę w antyramie w moim gabinecie. Będą mi przez całe życie przypominać te wakacje… - rozmarzyłam się lekko.
- Jaki bojowy Karim! I Xabier! A Cristiano jaki uroczy uśmiech! – przeżywała dalej – O… o żesz w mordę.
- Hmmm? Co? – zapytałam.
- Nie wiem jak ty to zrobiłaś. Jak trafiłaś z tym ujęciem. Ale do cholery, Sergio Ramos jest tutaj seksiakiem stulecia! Moja gazeta zapłaciłaby ci porządne pieniądze za to zdjęcie! – przyjaciółka pokazała mi dokładnie to foto, którego się spodziewałam.
Owszem, było rewelacyjne. Było prawie idealne. Przystojny sportowiec w swoim żywiole, spocony, włosy lekko opadają mu na czoło. Odgarnia je i zawadiacko mruga w stronę fotografa. O Boże.
- Ach daj spokój! Te zdjęcia to moja pamiątka, a nie towar dla jakiejś gazety sportowej! – zaśmiałam się – No i masz rację, całkiem ładne ujęcie. Ale i tak w moim gabinecie prym będzie wiódł Iker. Za nim dopiero reszta ekipy. A teraz oddawaj mi aparat, bo nie mam się czym bawić!

Po skończonym treningu oczywiście podbiegł do nas Iker.
- No i jak dziewczyny? Podoba się wam w naszym „drugim domu”? – zapytał z rozbrajającym uśmiechem.
- Tak! – przytaknęłyśmy zgodnie z Megan.
- Bardzo mnie to cieszy. I mam dla was kolejną propozycję!
- Zgadzamy się w ciemno! – wypaliła Meg, za co miałam ochotę zabić ją wzrokiem.
- Cudownie! Więc widzimy się wieczorem w naszym ulubionym klubie, robimy małą „piłkarską” imprezę. Wpadnie jeszcze kilku chłopaków z reprezentacji, no i Nuri z Łukaszem i Kubą. Zobaczycie prawdziwy hiszpański temperament!
Spojrzałam na Meg. Widziałam, że z całych sił stara się nie wybuchnąć nagłą, niespodziewaną radością. Impreza z Łukaszem oznaczała jedno – dzisiejszego popołudnia nie dopcham się do łazienki.
- A wiesz co? Bardzo chętnie. – uśmiechnęłam się do Casillasa – Musimy jak najlepiej wykorzystać ten pobyt w Madrycie, żeby potem mieć fajne wspomnienia!
- TAK! – wymsknęło się z piskiem mojej przyjaciółce – Znaczy się… Nareszcie balanga! Mam ochotę potańczyć!
- W takim razie moje drogie panie, widzimy się wieczorem. – Iker uściskał nas obie – Prześlę wam jeszcze dokładny adres klubu i godzinę imprezy.
Zebrałyśmy nasze rzeczy i udałyśmy w stronę wyjścia. Z twarzy Megan nie znikał szeroki uśmiech, który spowodowała perspektywa wieczoru – tego byłam pewna.
- No i co się tak szczerzysz? – szturchnęłam ją w bok.
- Impreza. Z ŁUKASZEM! I z tymi wszystkimi twoimi hiszpańskimi seksiakami! Czy ja umarłam, jestem w raju? Ale… W CO JA SIĘ UBIORĘ?!
Wybuchnęłam gwałtownym śmiechem. No tak, najbardziej banalny i najczęstszy kobiecy problem egzystencjalny – ubranie. Usiadłam na krawężniku przed Bernabeu, nie mogąc przestać się rechotać.
- Co w tym takiego śmiesznego?! – fuknęła oburzona Meg.
- Bo się spinasz! Wiesz dobrze, że jak się człowiek za bardzo stara to nic mu nie wychodzi. Idź do tego klubu na luzie, nie myśl o tym, żeby zrobić na nim jak najlepsze wrażenie, bo wtedy się coś rypnie. Zaufaj mi, trochę już żyję na tym świecie i wiele razy zrobiłam z siebie debila. – przewróciłam oczami – Ja nie mam zamiaru walczyć o Ikera czy Ser… kogokolwiek. – szybko się poprawiłam – Idę się dobrze bawić!
- Okej… Ale pomożesz mi coś wybrać z szafy, prawdaaaa?
- Dobrze uparciuchu! Ale najpierw idziemy coś zjeść, potem będziemy urządzać mini pokaz mody! – objęłam przyjaciółkę i ruszyłyśmy w stronę miasta.

***

Popołudnie upłynęło nam bardzo sympatycznie. Jak za dawnych, studenckich czasów szykowałyśmy się na wyjście, jednocześnie mając świadomość, że spotkamy facetów, którzy nam się podobają. Wróciły wspomnienia z naszej stancji w Warszawie. Najlepsze lata młodości!
Szybko ogarnęłam się do wyjścia i zwolniłam łazienkę dla Megan. Nigdy nie byłam wymagająca co do ubrań i wyglądu. Wybrałam tunikę, szorty i rzymianki. Lekki makijaż i spięte włosy – w końcu byłyśmy w gorącej Hiszpanii, nie chciałam, żeby „tapeta” spłynęła mi z twarzy. Korzystając z wolnej chwili, kiedy moja przyjaciółka urządzała sobie mini-spa, postanowiłam posurfować trochę po Internecie. Nadal intrygował mnie Sergio, nie potrafiłam usunąć go ze swoich myśli. Zaczęłam więc wyszukiwać informacji na temat jego poprzednich związków. Po odwiedzeniu kilku stron czułam, że dopadło mnie rozdwojenie jaźni. Z jednej strony Sergio będący bardzo rodzinnym i kochanym człowiekiem, dbający o zasady i dobre imię swoich bliskich. Z drugiej zaś strony Sergio-zazdrośnik, kontrolujący swoje kobiety, co chwilę ogłaszający nowy związek. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć, ale jednego byłam pewna – nie będę jego kolejną ofiarą.
- Megaaaaan! Wychodź z tej łazienki, spóźnimy się! – krzyknęłam do przyjaciółki, zamykając laptopa i zagłuszając swoje myśli – Szybciej gwiazdo!
- Idę, idę! – odkrzyknęła – I jak wyglądam? Może być? – zapytała, wchodząc do sypialni.
- Hmmm, bardzo ciekawa stylizacja. – złapałam się za brodę, udając znawcę mody – Legginsy podkreślające szczupłe i długie nogi. Bokserka i luźna bluzka, jednocześnie eleganckie i niezobowiązujące. No i te czerwone trampki, hit sezonu! Tak z pewnością wygląda dziewczyna piłkarza! – wyszczerzyłam się, a Meg parsknęła śmiechem.
- No to możemy ruszać. Piłkarskie dupeczki, nadchodzimyyyy! – odparła jak zwykle pewna siebie.

***

Klub okazał się być dokładnie takim, jak go sobie wyobrażałam. Z głośników sączyła się hiszpańska muzyka najróżniejszego rodzaju – od Shakiry po flamenco. Było idealnie. Nigdzie jeszcze nie widziałam Ikera, za to Meg od razu wypatrzyła Kubę i Łukasza. Nie zdążyłam nawet niczego powiedzieć, a już byłam ciągnięta za rękę w ich stronę.
- Cześć chłopaki! Jak miło was znowu widzieć! – zaczęła.
- Cała przyjemność po naszej stronie! – odpowiedział uśmiechnięty Łukasz, a ja chyba wreszcie zrozumiałam, dlaczego ona tak na niego leci – Już mamy dość naszego łamanego hiszpańskiego i ludzi, których nie możemy do końca zrozumieć.
- Oj tak… Człowiek tutaj zaczyna już myśleć po hiszpańsku. – westchnęłam – Ach, przepraszam, nie przedstawiłam się, Tosia jestem. – podałam dłoń piłkarzom.
- Kolejna rodaczka! Jak miło! – uradował się Kuba – To ciebie widzieliśmy pod hotelem, prawda?
- Winna! Przyznaję się, to byłam ja. – uśmiechnęłam się.
- Nie widziałaś gdzieś Casillasa? Powinien już być, a nigdzie go nie widać. – zapytał Błaszczu z uśmiechem cwaniaka.
- Nie. Ale pewnie niedługo Królewscy się tu zjawią. No przecież nie przepuściliby takiej imprezy!
I w tym momencie jak na zawołanie do klubu wpadła cała banda piłkarzy gotowych na to, żeby poniósł ich melanż. Iker od razu skierował się w naszą stronę, a razem z nim… Tak, nikt inny tylko Sergio Ramos.
- Długo czekacie? – zapytał, witając się z nami.
- Przed chwilą przyszłyśmy. – odpowiedziałam – No i od razu utworzył nam się tutaj mały polski obóz. – mrugnęłam.
- Ciekawe czy macie tak mocne głowy do picia jak my! – Łukasz był bardzo pewny siebie.
- To może to sprawdzimy? – nagle zza pleców Ikera odezwał się Ramos – Każdego drinka tego wieczora będziemy pić razem. Zobaczymy kto pierwszy wymięknie.
- Oho, to nie wróży nic dobrego. – pomyślałam.
- Powiedzmy, że damy mogą liczyć na taryfę ulgową. – dodał blondyn i podszedł do mnie – Nie mieliśmy okazji się sobie przedstawić kilka godzin temu. Sergio. – ucałował moją dłoń, a ja znowu zamarłam.
- Tosia. Miło mi. – odpowiedziałam, zachowując resztki zimnej krwi (ale jak tu mieć zimną krew przy gorących Hiszpanach!) – A to moja przyjaciółka Megan.
Ramos tak samo przywitał się z moją Sis i pocieszył mnie fakt, że jej prawdopodobnie też zmiękły nogi pod wpływem jego uroku. Umówmy się, ten facet wiedział jak działać na kobiety i doskonale umiał to wykorzystać. Ale nie ze mną te numery!
- To co, idziemy tańczyć? – zapytałam i po chwili pociągnęłam Ikera w stronę parkietu. Meg zrobiła to samo z Łukaszem, który najwidoczniej nie stawiał oporu.
Kuba i Sergio w tym czasie zaciekle o czymś dyskutowali. A może po prostu nie mogli się zrozumieć? Mniejsza z tym, ten wieczór zaczął się cudownie. Po tańcu przyszedł czas na drinka, potem kolejnego i jeszcze następnego. Alkohol szybko wyparowywał z krwi w tańcu, więc piliśmy coraz więcej, udowodniając, że mocne głowy mamy wpisane w nasz kod DNA. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłam – w dodatku z ludźmi, których dopiero co poznałam. Wywijałam na parkiecie to z Ikerem, to z Karimem, czasami z Kubą i przypomniałam sobie jak wielką radość potrafi sprawić mi taniec – moja pasja, którą porzuciłam idąc na studia i wybierając nieco inną drogę życiową.

Tańczyłam z Kubą i już nieco szumiało mi w głowie, ale dzielnie trzymałam się na nogach, Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu i usłyszałam krótkie „Odbijany!”. Znałam już ten głos. Ramos.
- Dlaczego mnie unikasz przez cały wieczór? – zapytał przyciągając mnie do siebie, a z głośników poleciała właśnie „Rabiosa” Shakiry.
- A dlaczego niby miałabym cię unikać? – zapytałam, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej. Cholera, mięśnie ze stali.
- Nie wiem. Boisz się mnie? – zapytał, mrużąc oczy.
- Boże, Sergio, większej głupoty chyba nie mogłeś wymyślić! Nie znamy się, tak? Więc logicznym jest, że czas spędzam tutaj z ludźmi, których znam. W większości. – ratowałam się.
- Ach, to dobrze… - uśmiechnął się i jeszcze mocniej mnie objął, kładąc mi ręce na biodra – Dobrze tańczysz, daj się ponieść muzyce.
No to dałam się ponieść. Muzyce i Ramosowi. Spojrzałam w stronę Meg, która wpatrywała się w nas zszokowana. Przypuszczam, że Sergio z boku musiał wyglądać obłędnie. Ten człowiek nie dość, że był nieziemsko atrakcyjny, to jeszcze taniec miał we krwi. I nie wiedziałam czy to alkohol, atmosfera czy hormony. Jedno było pewne. Miałam problem. Mój problem miał na imię Sergio.

sobota, 9 lutego 2013

3. What's goin' on?


Do pokoju hotelowego wracałyśmy z Megan w ciszy. Nie ogarniałam Ikera, tego wieczoru, chłopaków z BVB w towarzystwie mojej przyjaciółki. Przypuszczam, że w jej głowie działo się w tym momencie dokładnie to samo. Po wejściu do pomieszczenia spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- No co? – zapytała Meg.
- Możesz mi wyjaśnić co pod naszym hotelem robiły Dortmundziaki? – wyrzuciłam z siebie.
- A IKER?! – usłyszałam.
- Cholera, zapytałam pierwsza! Poza tym jesteś młodsza, móóóów! – zaczęłam się śmiać, bo byłam coraz bardziej niecierpliwa.
- No bo dostałam tego esa, że oni są w knajpie. Poleciałam tam, wchodzę, no i faktycznie siedzieli przy barze. Pokręciłam się chwilę, podchodzę i zagaduję. „Ooooo, nasze piłkarskie skarby narodowe w Hiszpanii”, taka wiesz gadka, że fajnie zobaczyć rodaków i takie tam. No to postawili mi piwo, potem drugie, a potem postanowili, że mnie odprowadzą, bo nie wypada wypuszczać damę samą. A Łukasz jest taki uroczy…
- Siostra, ja wiem, ja wszystko rozumiem. Ale to świeży rozwodnik, uważaj. – wyszczerzyłam się.
- No przecież wieeeem, nie jestem w gorącej wodzie kąpana! Poznałam osobiście mężczyznę idealnego, taką znajomość trzeba powoli pielęgnować. – moja przyjaciółka mrugnęła do mnie – Ale teraz powiedz mi, CO ROBIŁ Z TOBĄ IKER CASILLAS?
Opowiedziałam wszystko po kolei. Pub, zagubiony miś, Iker przy barze a potem spacer po Madrycie. Ten wieczór był jakiś zwariowany, kilka godzin a spełnionych tyle marzeń – zarówno moich jak i tych należących do Meg.

***

Leżałyśmy na wielkim hotelowym łóżku, wcinałyśmy lody z kubełka i oglądałyśmy jakąś komedię romantyczną.
- No patrz, wycieczka do Madrytu, a właściwie jej początek, a już tyle wrażeń! – westchnęła Megan.
- Mhmmmm. – wymamrotałam z ustami pełnymi lodów.
- Ej… A o co chodziło Ikerowi z Bernabeu? – usłyszałam pytanie.
- Ach, to… Dał mi swojego maila i powiedział, że jeśli zechcemy przyjść pozwiedzać to mam napisać i wejdziemy na trening Królewskich.
- To dlaczego ty jeszcze do niego nie napisałaś, BARANIE JEDEN?! – moja przyjaciółka opieprzyła mnie równo.
- Bo jest 3 w nocy? Bo nawet nie wiem czy masz ochotę jutro na taką wycieczkę? Bo może nie chcę się narzucać tak od razu? – wyrzuciłam z siebie z prędkością karabinu.
- Tak, mam ochotę na taką wycieczkę. Pisz tego maila, najwyżej odpisze ci jutro albo kiedyś tam i wpadniemy na trening w innym terminie. Pilnuję twoich marzeń!
- Dobra marudo, już dobra!
Wzięłam na kolana laptopa, otworzyłam skrzynkę mailową i wpisałam adres Ikera. Westchnęłam i spojrzałam na Meg. Jej wzrok mówił „No pisz!”. No to napisałam. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy 10 minut później usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.
- I jaaaak? – zapytała moja Sis.
Trening mamy jutro o 13, więc czekajcie na mnie o 12:30 pod stadionem. Przemycę Was jakoś do środka ;-) Do zobaczenia jutro i dobrej nocy! :-)
Iker
- No sama widzisz. – pokazałam jej maila – Mamy jutro zajęte popołudnie.
- A ty zrobiłaś się dziwnie radosna.
- Hmmm, carpe diem? Chyba czas chwytać dzień i podążać za ciosem. Ten pobyt w Hiszpanii ma być jak najbardziej udany!
- I PRAWIDŁOWO SIOSTRO! – pisnęła Megan – A teraz idziemy spać, bo trzeba rano się dobudzić a potem wyglądać pięknie i uroczo!
- Ech, kogo ja sobie wybrałam na najlepszą przyjaciółkę… - przewróciłam oczami, obróciłam się na drugi bok i już po chwili zasnęłam.

***

Obudziłam się rano z poczuciem, że to będzie dobry dzień. Wzięłam długą kąpiel, wciągnęłam na siebie swój ulubiony dres i wyszłam na taras. Megan czekała już na mnie ze śniadaniem.
- No dzień dobry! Zapowiada się dzisiaj udane popołudnie! Kawy?
- Taaaak, kawy koniecznie. Zresztą dobrze wiesz, że dnia bez kawy nie zacznę. – uśmiechnęłam się, usiadłam na fotelu i podkuliłam nogi – Wiesz, chyba się stresuję…
- Niby czym? – zapytała Meg.
- No tym treningiem. Moje życie tak bardzo mnie zaskoczyło w ostatnich dniach, że jednak trochę nie ogarniam. No i to są Królewscy – ludzie, których darzę szacunkiem od wielu lat. A teraz będę patrzeć jak trenują. No niegodna ja! – zaśmiałam się.
- Królewscy królewskimi, ale wiesz, to niezłe ciacha są. I te spocone koszulki, mraaaał.
- Mam niewyżytą przyjaciółkę, no pięknie! – oplułam się kawą – Ja tu poważnie, a ty mi z czymś takim wyskakujesz! Ja nie mam zamiaru się tam ślinić do facetów…
- …tylko do jedynego Ikera! – Megan dokończyła moje zdanie, za co oberwała rogalikiem w łeb – No przecież widzę, że słabość wróciła.
- Słabość to słabość, nie mam zamiaru jej ulegać. Przecież będziemy tu jeszcze tylko kilkanaście dni. Jest dobrze tak jak jest, po co mam jakaś zdołowana wracać do Polski?
- Skoro tak mówisz… - Meg przewróciła oczami – Więc ja Łukaszka w Polsce mogę rwać!
- Rwać to ty możesz chwasty w ogródku, kochanie. – zaśmiałam się - Kończ śniadanie i ruszaj tyłek, musimy się ogarnąć i ruszać w stronę Bernabeu. Tak szybko tam nie dojedziemy.

***

Punktualność zawsze była naszą mocną stroną, więc zjawiłyśmy się na miejscu 5 minut przed czasem. Otaczało nas kilka grupek kibiców, którzy najwidoczniej liczyli na upolowanie któregoś ze swoich idoli. Czułam się jak jakaś hotka, ech. Z obserwacji wyrwał mnie dziki pisk grupy dziewcząt.
- Tosia! – usłyszałam za plecami głos Ikera – Chodźcie, już możecie wejść!
- O matko, te laski zaraz nas zabiją wzrokiem. – szepnęła do mnie Megan – JAKIE TO FAJNE UCZUCIE!
- Cicho głuptasie! – uciszyłam ją, starając się zdusić w sobie śmiech – Ile ty masz lat? Piętnaście czy dwadzieścia trzy?
- Oj tam, oj tam!
- Cześć dziewczyny! – Iker przywitał nas buziakiem w policzek – Ty zapewne jesteś Megan? – zwrócił się w stronę mojej przyjaciółki.
-Tak, bardzo miło cię poznać! Ba, to wręcz zaszczyt!
- O, kolejna Polka, która dobrze mówi po hiszpańsku! To super, bo mój angielski jest bardzo słaby, a tak będę mógł się z wami swobodnie dogadywać. A teraz chodźmy!
Przemierzając kolejne korytarze stadionu, mogłam się mu spokojnie przyjrzeć. Przed meczem nie było ku temu okazji, tłumy ludzi, hałas ścisk. A przecież ten obiekt robił tak ogromne wrażenie! Casillas zaprowadził nas na trybuny blisko boiska, skąd miałyśmy bardzo dobry widok na to, co działo się na murawie.
- To ja jeszcze skoczę do łazienki i zaraz wracam! – pognałam w stronę toalet, których lokalizację zapamiętałam z meczu.

Stanęłam przed lustrem i spojrzałam na swoje odbicie. Nie byłam brzydka, ale też nie byłam wybitnie piękna. Ot, zwykła kobieta, znająca swoją wartość, ale czasem przeżywająca jej spore kryzysy. Na mojej twarzy malowała się teraz radość z domieszką niedowierzania. Całe życie marzyłam o wielu rzeczach, a część z nich właśnie teraz stawała się rzeczywistością. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyłam w stronę trybun. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Cholera jasna, zgubiłam się. – jęknęłam pod nosem po pięciu minutach. – Jakim cudem?!
Moja orientacja w terenie nigdy nie była najlepsza, ale teraz miałam ochotę zabić śmiechem samą siebie. Stanęłam przed planem stadionu i usiłowałam zlokalizować w którym miejscu jestem.
- Czyżby ktoś się zgubił? – usłyszałam przyjemny męski głos, tuż koło mojego ucha.
Odwróciłam się i podniosłam wzrok. Kilka centymetrów od mojej twarzy wpatrywała się we mnie para pięknych ciemnobrązowych oczu. Sergio Ramos.
- Więc jak, zagubiona? – uśmiechnął się lekko.
- Tak, znaczy się nie, nie do końca… - zapomniałam jak się oddycha.
- Cóż, może więc coś na to poradzimy. – Ramos przymrużył oczy i wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby.
- TU JESTEŚ! – usłyszałam nagle głos Ikera i przypomniałam sobie, po co mam płuca – Długo nie wracałaś, Meg zaczęła się martwić.
- Trochę… zabłądziłam… - czułam, że zaraz zrobię się czerwona, na szczęście powstrzymywanie rumieńców miałam dobrze opanowane – Poszłam chyba nie w tę stronę, w którą powinnam.
- Tutaj można się zgubić, nic się nie stało! – Iker jak zwykle był kochany – Widzę, że Sergio też już chciał ci pomóc. Ach ten nasz dżentelmen! - dodał uszczypliwie - Ale teraz musimy już lecieć na trening i widzimy się później. – kolejny buziak od Casillasa, tym razem w czoło – Musisz zejść schodami C, do zobaczenia!

Obserwowałam oddalające się ode mnie sylwetki Ikera i Sergio… i czułam się dziwnie. Kilka sekund twarzą w twarz z Ramosem i pojawiło się coś innego. Magnetyzm? Tak się mówi, kiedy coś iskrzy? Bo z mojej strony posypało się dużo iskier. Owszem, byłam od dłuższego czasu sama i nawet nauczyłam się z tym żyć, po pewnym czasie człowiek nawet jest w stanie zapanować nad popędami, a teraz? Każda część mnie miała ochotę polecieć za tym przystojniakiem i nie mogłam tego zrozumieć, bo zdarzyło mi się to pierwszy raz w życiu.
- Co się do cholery ze mną dzieje? – westchnęłam i ruszyłam schodami w stronę murawy.

niedziela, 3 lutego 2013

2. A night to remember.


Stałam jak wryta i gapiłam się na Ikera. Czy to możliwe, że upiłam się dwoma piwami i to do tego stopnia, że mam zwidy?!
- Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha. – uśmiechnął się.
- Bo tak jest… - wydukałam – Znaczy się… no kurczę, ty jesteś El Santo, Madryt to wielkie miasto, sam rozumiesz. Prawdopodobieństwo spotkania ciebie lub kogoś z drużyny gdziekolwiek jest dość nikłe. – czułam, że zaczynam się motać.
- A jednak jakimś cudem trafiłaś do mojego ulubionego pubu i widzę, że jesteś nasza, Królewska. – ten uśmiech nadal mnie rozpraszał – Mogę się dosiąść, czy wolisz samotne spędzanie wolnego czasu? 
- Tak, oczywiście. Będę zaszczycona!
Tysiąc myśli na sekundę. Ba, milion! Dwa dni w Madrycie – spełnienie marzeń. Mecz Królewskich – tym bardziej. Ale to? Szczytem góry szczęścia było dla mnie zobaczenie Ikera w bramce, a teraz on siedział koło mnie przy barze. 
- Haloooo, jesteś tu ze mną? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Hiszpana.
- Tak tak, przepraszam, zamyśliłam się. Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne, nie krępuj się. – i znów ten uśmiech, uhhh.
- Dlaczego nie świętujesz razem z drużyną? Przecież na ulicach Madrytu jest teraz wielka impreza!
- Bo wiesz, yyy… A właśnie, nie powiedziałaś mi jak masz na imię?
- To chyba z nadmiaru wrażeń. Już naprawiam swój błąd! – zaczerwieniłam się – Tośka jestem, a właściwie to Antonina, ale wolę jednak zdrobnienie.
- Bardzo mi miło. – Iker uścisnął moją dłoń, a ja czułam, że zaraz spadnę z krzesła – Nie jesteś stąd, prawda?
- Nie, pochodzę z Polski, a w Madrycie jestem na dwutygodniowym urlopie. Właściwie to przyjechałam specjalnie na wasz mecz, a przy okazji trochę pozwiedzam. Ale – uśmiechnęłam się – nadal nie usłyszałam odpowiedzi na moje pytanie.
- A więc, Tosiu, nie świętuję z resztą drużyny, bo nie wiem, czy jestem na to gotowy. Wiesz, to mój powrót, dzisiaj ciążyła na mnie bardzo duża odpowiedzialność, która lekko nadszarpnęła moje nerwy. Potrzebowałem wyciszenia, a to mój ulubiony pub, taki mały azyl.
- Och… - nie wiedziałam co powiedzieć, byłam zaskoczona, że Casillas okazywał się dokładnie taki, jakim go sobie zawsze wyobrażałam – Więc może ja przeszkadzam? Chyba powinnam już wracać do hotelu.
- Tylko jeśli pozwolisz się odprowadzić. Madryt jest piękny nocą, ale uwierz mi, że bywa niebezpieczny. Zwłaszcza dla osób, które go dobrze nie znają. Zresztą chętnie posłuchałbym twoich opowieści o Polsce, bardzo spodobało mi się nad waszym morzem, kiedy z drużyną byliśmy w waszym kraju na Mistrzostwach Europy.
- Dobrze, w takim razie ty dotrzymasz mi towarzystwa, a ja postaram się nie zanudzić cię opowieściami o naszej małej Narnii. – mrugnęłam – Ostrzegam jednak, do mojego hotelu będziemy stąd iść dobrą godzinę.
- Chyba podejmę to ryzyko! – Iker cały czas był niezwykle pogodny, a ja… czułam się jak w mydlanej bańce, która może lada moment pęknąć i wszystko to okaże się jedynie złudzeniem, nieprawdą.

Wychodząc z klubu co chwilę patrzyłam za siebie, czy on na pewno dotrzymuje mi kroku. Tak, Iker był cały czas tuż za mną, a ja po raz kolejny błogosławiłam w myślach chwilę, w której postanowiłam się nauczyć języka hiszpańskiego.
- Dobrze mówisz po hiszpańsku. – Casillas jakby czytał w moich myślach.
- Miło to słyszeć od prawdziwego Hiszpana. – uśmiechnęłam się, a moje ego urosło do rozmiaru nieco większego niż zwykle – Uczę się języka od pięciu lat, wielu słów jeszcze nie umiem, ale ważne, że jestem w stanie się dogadać z innymi.
- Jesteś stanowczo za skromna, mówisz bardzo dobrze, gdyby nie Twoje imię to myślałbym, że jesteś Hiszpanką!
- Na pewno nie, moja uroda stanowczo odbiega od tego typu. – wyszczerzyłam się – Szare oczy, rude włosy, takie to hiszpańskie!
- Tak czy siak bardzo urocze!
Kolejne uderzenie ciepła i skupienie myśli na tym, żeby nie czerwienić się jak burak. Nigdy nie umiałam przyjmować komplementów. Taki mój urok. A te słowa padły z ust Ikera. Słowa, że jestem urocza. Wzięłam głęboki wdech i wyznaczyłam kierunek, w którym będziemy podążać, zmieniając temat na hotel, w którym zatrzymałam się z Meg.

***

Nawet nie wiem kiedy minęła godzina i znaleźliśmy się na miejscu. Żałowałam, że czas upłynął tak szybko. Chciałam zatrzymać ten moment, słuchać nadal opowieści Ikera o jego życiu w Realu, o emocjach związanych z reprezentacją, o Madrycie. Czułam, że do oczu napływają mi łzy, ale przecież nie mogłam tak po prostu się rozkleić.
- No… to już nasz hotel. Pewnie moja przyjaciółka niedługo zacznie za mną wydzwaniać. – starałam się uśmiechnąć. – Bardzo ci dziękuję za towarzystwo i opowieści. Nawet nie masz pojęcia, jaki to dla mnie zaszczyt, że miałam okazję cię poznać.
- Hm… - zamyślił się Iker – a zwiedzałyście już Bernabeu?
- Właściwie to jeszcze nie było okazji, przez mecz. Może w przyszłym tygodniu uda się załapać do jakiejś grupy. A jeśli nie, to może kiedy indziej, stadion raczej zostanie na swoim miejscu. – zaśmiałam się.
- To zróbmy tak. – Casillas wyjął z kieszeni kartkę i zaczął coś na niej zapisywać – Tu masz mojego maila, jeśli będziecie miały ochotę na wycieczkę – napisz, a ja was oprowadzę. O, albo wpadniecie na nasz trening. Przypuszczam, że poza mną chciałabyś poznać jeszcze resztę drużyny.
- O Boże. Serio? – ściskałam karteczkę w dłoni jak najmocniej, tak jak najcenniejszy skarb i nie wierzyłam w to, co właśnie usłyszałam.
- No jasne! Może i poznaliśmy się raptem dwie godziny temu, ale widzę jak wiele dla ciebie znaczy bycie Madridistą, a naszych kibiców zawsze darzymy szacunkiem. Zresztą mówiłaś, że od ilu lat nam kibicujesz?
- Od 12. roku życia. Czyli właśnie stuka mi trzynasty rok przy was…
- No, właśnie sobie odpowiedziałaś na to, czym sobie zasłużyłaś. Poza tym liczę, że jeszcze się spotkamy i usłyszę więcej ciekawostek na temat Polski. A może kiedyś wpadnę na urlop w wasze góry.
- Dobrze, więc jesteśmy w kontakcie. Do zobaczenia! I jeszcze raz – przemiło było cię poznać, Święty Ikerze!
- Wzajemnie, mało hiszpańska Tosiu z Polski! – Hiszpan uśmiechnął się i ucałował mnie w policzek. Czułam, że miękną mi nogi, ale zaraz sobie przypomniałam wszystkie jego przedmeczowe buziaki z Ramosem i odzyskałam równowagę.

Idąc w stronę wejścia do hotelu ujrzałam z daleka Megan, która żegnała się z trzema mężczyznami. Jeden z nich najwidoczniej zauważył Casillasa.
- Ikeeeeer! – krzyknął – Bracie!
- Nuri?! Co ty tu robisz?! – Iker był najwidoczniej zdziwiony, a jeden z facetów już kierował się w jego stronę.
Nuri Sahin, Borussia Dortmund, niegdyś Real Madryt. Halo, co on robił pod naszym hotelem? Dopiero w tym momencie zwróciłam uwagę na pozostałą dwójkę. Kuba Błaszczykowski i Łukasz Piszczek. A obok nich moja Meg. Co tu się dzieje? Jakaś cholerna piłkarska bajka? Nasi reprezentanci pożegnali się z moją przyjaciółką i także ruszyli w stronę Ikera, a ja podeszłam do wejścia i stanęłam naprzeciwko mojej BFF. Spojrzałam na nią i na Dortmundzkie trio, znowu na nią i na nich. Moje spojrzenie zadawało chyba tysiąc pytań naraz. Obie obróciłyśmy się, gdy usłyszałyśmy męski śmiech kawałek dalej.
- Do zobaczenia! – krzyczeli Łukasz z Kubą.
- Pamiętaj o Bernabeu! – dodał po hiszpańsku Iker.
A my nadal stałyśmy jak wryte i jedyne co w tym momencie przychodziło nam do głów, wydobyło się w tym samym momencie z naszych gardeł.
- O mój Boże…