Obudziłam się mając ogromnego kaca. Marzyłam o tym, żeby z powrotem
zasnąć i wstać rześka, bez bólu głowy i mdłości. Nic z tego. Mój organizm
postanowił zrobić mi na złość i pozbyć się zawartości mojego żołądka. Sprintem
poleciałam do łazienki. Musiałam wyglądać niezwykle żałośnie z głową opartą o
muszlę klozetową…
- Chcę umrzeeeeć. – wyjęczałam.
- Nie ty jedna. – do łazienki weszła Megan – W życiu nie miałam takiej
migreny, w życiu. Ja nie wiem, Hiszpanie mają jakiś inny alkohol czy co?
- Alkohol mają normalny, ale chyba wolę nie liczyć ile go wczoraj w
siebie wlałyśmy. Mój organizm się buntuje. Zostaję abstynentką! – westchnęłam –
A Łukasz ma wpierdziel za pomysł z tymi zawodami w piciu!
- Ja mu mogę ten wpierdziel zaserwować, z dziką chęcią! Ała… - Meg
wyszczerzyła się, po czym załapała się za głowę.
- Ty nawet ledwo żywa nie odpuszczasz, co? – zaśmiałam się.
- Nigdy! Idę za ciosem! Umówiłam się z Łukaszem i Kubą, że w przyszłym
miesiącu wpadam do Dortmundu i robię z nimi wielki wywiad. Szef na pewno da mi
awans!
- Gratulacje! Przeczytam, chcę honorowy numer, z dedykacją i
oprawiony w bramkę!
Powoli wstałam z podłogi, umyłam zęby i skierowałam się w stronę
kuchni. Marzyłam teraz o gorącej, mocnej kawie. Musiałam postawić się na nogi.
- To może teraz mi powiesz co to było wczoraj z Ramosem? – zapytała
Megan, siadając koło mnie przy stole.
- A co miało być? Potańczyliśmy trochę, pogadaliśmy, wypiliśmy kilka
drinków. W sumie jest całkiem sympatycznym facetem. – odpowiedziałam, ale nie
byłam w stanie spojrzeć przyjaciółce w oczy.
- Tylko? Tośka, kurde, musiałabym cię nie znać…
- No tak, znasz mnie aż za dobrze. – westchnęłam – Okej, lecę na
niego. I lecę na Ikera, ale ta słabość to już ma staż dobrego małżeństwa. I ani
jedno ani drugie nie ma sensu, bo za kilka dni wracamy do kraju. Iker dopiero
wyleczył złamane serce, a Sergio jest lowelasem. Jestem w czarnej dupie, Siostra.
- Och. – Megan wydała się być zaskoczona – A dlaczego nie
zaryzykujesz? Odległość chyba nie jest takim problemem? Albo zafunduj sobie
przygodę wakacyjną?
- Nie chcę czymś takim skrzywdzić Ikera, ani być kolejnym podbojem
Ramosa. A równocześnie oni nie potrafią być mi obojętni. No i przede wszystkim
nie mam ochoty na złamane serducho. Więc jeśli już to w grę wchodzi tylko
przyjaźń z nimi. Tak będzie najlepiej, nie?
- Tosiaaaa…. – przyjaciółka przytuliła mnie – Oczywiście, że robisz
dobrze, ale jednocześnie boję się, że tracisz szansę na zbudowanie uczucia
swojego życia. No ale… metoda małych kroczków, pamiętasz? Nie odrzucaj całkiem
ani Ikera ani Sergio, jeśli któryś z nich jest ci pisany, to w końcu coś z tego
wyjdzie. A widziałam jak na ciebie patrzyli!
- Taaaa, gadanie. Jesteśmy na urlopie i nie będę się bawić w żadne
love story, koniec i kropka! - chociaż raz w życiu starałam się być racjonalna.
***
Całe popołudnie spędziłam leniwie. Właściwie to nawet nie ruszyłam się
z leżaka na tarasie. Odpoczynek w promieniach słońca był w tym momencie
najlepszym wyjściem po całonocnym wypadzie. Czułam, że coraz bardziej kocham
Hiszpanię – za słońce, za klimat, za życzliwość ludzi… no i oczywiście za
piłkarzy, ale to akurat już od zawsze było moją słabością. Marzyłam o tym, żeby
powracać tu jak najczęściej. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącego
smsa. To był Iker.
Trening na kacu jest najgorszą
rzeczą na świecie! Umieramy z chłopakami, a na taryfę ulgową nie ma co liczyć
:-( Jak tam u Was dziewczyny?
Odpisałam, że u nas bardzo podobnie, ale w przeciwieństwie do nich
możemy leżeć i wygrzewać się na słońcu. Tak wiem, byłam w tym momencie
złośliwa, ale przecież czasami można, nie? Po chwili mój telefon zaczął
dzwonić, myślałam, że to Iker, ale na wyświetlaczu ujrzałam imię swojego szefa.
- Halo halo Jakubie, coś się stało? – odebrałam.
- Cześć Tośka! Słuchaj, czy ja dobrze kojarzę, że ty teraz siedzisz w
Madrycie?
- Bardzo dobrze kojarzysz Szefie. Tylko mi nie mów, że muszę szybciej
wracać do Polski, bo odpowiem ci, że nie ma mowy! – zaśmiałam się.
- Właściwie to wręcz przeciwnie. – zaczął mężczyzna – Słuchaj mnie
uważnie, bo na pewno cię to zaciekawi…
Ze zdania na zdanie moje oczy robiły się coraz większe. Szef totalnie
mnie zaskoczył, a ja zamiast uważnie go słuchać, miałam coraz większy mętlik
w głowie. Po skończonej rozmowie odłożyłam telefon i wpatrywałam się w niego
zszokowana.
- Ej, co jest? – zapytała Megan – Zwolnili cię czy jaka cholera?
- Nie… - wydukałam – Jakub powiedział, że mogę zostać tu na
kilkumiesięcznym stażu. Załatwił mi rozmowę kwalifikacyjną. Pojutrze.
- COOOO? GDZIEEEE? – moja przyjaciółka prawie spadła z leżaka.
- Nie wiem. Powiedział, że dowiem się na miejscu. Ma mi przysłać godzinę
spotkania i adres, pod którym mam się stawić w czwartek. Podobno z moimi
referencjami mam całkiem spore szanse…
- To dlaczego ty się nie cieszysz? – pisnęła Meg.
- Jestem w szoku. W szoku jak cholera. Odkąd tu jesteśmy wszystko
układa się idealnie, boję się, że to taka cisza przed burzą i końcu coś
pierdolnie. – westchnęłam – Ale ja? JA i praca w Madrycie?!
- Gdyby nie to, że nie możemy patrzeć na alkohol, już leciałabym po
szampana! – usłyszałam od mojej Sis – I dasz radę! Na pewno cię przyjmą! A
jutro lecimy na zakupy, wynajdziemy ci takie ciuchy, żeby prezentowała się jak
najlepiej, jak profesjonalista!
- Co ja bym bez ciebie zrobiła! – przewróciłam oczami i uściskałam
przyjaciółkę, a mój żołądek skręcał się już nie tylko z powodu kaca, ale także i z nerwów.
***
Czas do czwartku ciągnął się nieubłaganie. Nawet zakupy i zwiedzanie
miasta z Megan zajęły nam dużo mniej czasu niż przypuszczałam. Nikomu nie
mówiłam, że mogę tu zostać. Nie wiedziała o tym moja rodzina, przyjaciele, Iker
też. Tylko Meg cały czas trzymała kciuki za to, żeby udało mi się. No
i w końcu nadeszła „godzina 0”, stanęłam przed wejściem budynku, w którym
zaraz miało się rozegrać moje być albo nie być. Sympatyczna pani recepcjonistka
zaprowadziła mnie do wyznaczonego gabinetu i zapowiedziała moje przybycie.
- Pani Wierzbicka? – zapytał mężczyzna, śmiesznie wypowiadając moje
nazwisko – Zapraszam.
Nogi miałam jak z waty. W dodatku wydawało mi się, że skądś znam tego
mężczyznę.
- Bardzo miło mi panią poznać. Miguel Guttierez. – przedstawił się,
uścisnął mi dłoń, a ja nagle doznałam olśnienia!
- Och, to zaszczyt pana poznać! – wypaliłam, bo zorientowałam się, że
właśnie rozmawiam z facetem, który nieraz stawiał La Roję na nogi,
fizjoterapeutą reprezentacji Hiszpanii.
- Bardzo mi miło. Zapewne orientuje się pani, w jakiej sprawie została
tu zaproszona? – zapytał.
- Właściwie jeśli mam być szczera… to nie do końca. – przyznałam zgodnie
z prawdą – Mój szef wspomniał tylko o kilkumiesięcznym stażu i dodał, że
wszystkiego dowiem się na miejscu.
- A to spryciarz z pana Jakuba! Wszystko zrzucił na mnie! – zaśmiał się
Guttierez – Otóż pani Tosiu, od jakiegoś czasu prowadzimy specjalny program,
mający na celu danie szansy najzdolniejszym fizjoterapeutom w Europie. Pan
Jakub zgłosił panią do projektu i muszę przyznać, że pani referencje i
doświadczenie są imponujące jak na tak młodą osobę. Chcielibyśmy, żeby
nawiązała pani z nami współpracę – oczywiście gwarantujemy pani mieszkanie i
comiesięczne wynagrodzenie na ten czas. – mężczyzna przed dłuższą chwilę
przedstawiał mi warunki umowy i korzyści, jakie mogą z niej płynąć.
- Właściwie w ciemno mogę powiedzieć TAK. – byłam w szoku po usłyszeniu tego wszystkiego, chociaż moja
podświadomość już skakała i tańczyła z radości – To dla mnie niesamowite
wyróżnienie! Szansa pracy z tak wybitnymi specjalistami. Mam nadzieję, że
wyniosę z tego stażu jak najwięcej doświadczenia zawodowego!
- Cieszę się, że nie musiałem długo pani przekonywać i mam nadzieję na
owocną współpracę. Moja sekretarka podpisze z panią wszystkie niezbędne papiery
i właściwie jutro może pani zaczynać. Wtedy zapoznam panią ze szczegółami harmonogramu pracy. – mój przyszły szef wyglądał na
zadowolonego.
- W takim razie do zobaczenia jutro Szefie! – pożegnałam się z
Hiszpanem i pognałam na dół załatwić wszystkie formalności.
Sekretarka okazała się być przemiłą kobietą, na oko niewiele ode mnie
starszą. Szybko przeszłyśmy na „ty” i czułam, że na pewno będziemy się
dogadywać, a każda przyjazna osoba w mojej obecnej sytuacji była na wagę złota. Już wychodziłam z budynku kiedy usłyszałam jej głos.
- Zazdroszczę ci!
- Tak? Czego? – odwróciłam się, stając w drzwiach.
- Tych wszystkich uroczych pacjentów! Nasi panowie z reprezentacji na
pewno ucieszą się z takiej młodej i sympatycznej fizjoterapeutki!
- Reprezentacji? LA ROJA?! – moje oczy były w tym momencie wielkości
spodków od filiżanek.
- Och, nie udawaj, że nie wiesz z kim będziesz pracować! – zaśmiała się
Agnes.
- Oj, przejrzałaś mnie! – zaśmiałam się i próbowałam nie okazywać szoku – Do
jutra!
La Roja. Ja jako fizjoterapeutka reprezentacji Hiszpanii. Ja,
25-letnia dziewczyna z Polski i moi absolutni idole. No i przede wszystkim tyle
czasu w Madrycie, moim ukochanym Madrycie.
- O Boże. Iker i Sergio. – wyszeptałam do siebie i poczułam, że robi
mi się ciemno przed oczami…