Stałam jak wryta i gapiłam się na Ikera. Czy to możliwe, że upiłam się dwoma piwami i to do tego stopnia, że mam zwidy?!
- Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha. – uśmiechnął się.
- Bo tak jest… - wydukałam – Znaczy się… no kurczę, ty jesteś El Santo, Madryt to wielkie miasto, sam rozumiesz. Prawdopodobieństwo spotkania ciebie lub kogoś z drużyny gdziekolwiek jest dość nikłe. – czułam, że zaczynam się motać.
- A jednak jakimś cudem trafiłaś do mojego ulubionego pubu i widzę, że jesteś nasza, Królewska. – ten uśmiech nadal mnie rozpraszał – Mogę się dosiąść, czy wolisz samotne spędzanie wolnego czasu?
- Tak, oczywiście. Będę zaszczycona!
Tysiąc myśli na sekundę. Ba, milion! Dwa dni w Madrycie – spełnienie marzeń. Mecz Królewskich – tym bardziej. Ale to? Szczytem góry szczęścia było dla mnie zobaczenie Ikera w bramce, a teraz on siedział koło mnie przy barze.
- Haloooo, jesteś tu ze mną? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Hiszpana.
- Tak tak, przepraszam, zamyśliłam się. Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne, nie krępuj się. – i znów ten uśmiech, uhhh.
- Dlaczego nie świętujesz razem z drużyną? Przecież na ulicach Madrytu jest teraz wielka impreza!
- Bo wiesz, yyy… A właśnie, nie powiedziałaś mi jak masz na imię?
- To chyba z nadmiaru wrażeń. Już naprawiam swój błąd! – zaczerwieniłam się – Tośka jestem, a właściwie to Antonina, ale wolę jednak zdrobnienie.
- Bardzo mi miło. – Iker uścisnął moją dłoń, a ja czułam, że zaraz spadnę z krzesła – Nie jesteś stąd, prawda?
- Nie, pochodzę z Polski, a w Madrycie jestem na dwutygodniowym urlopie. Właściwie to przyjechałam specjalnie na wasz mecz, a przy okazji trochę pozwiedzam. Ale – uśmiechnęłam się – nadal nie usłyszałam odpowiedzi na moje pytanie.
- A więc, Tosiu, nie świętuję z resztą drużyny, bo nie wiem, czy jestem na to gotowy. Wiesz, to mój powrót, dzisiaj ciążyła na mnie bardzo duża odpowiedzialność, która lekko nadszarpnęła moje nerwy. Potrzebowałem wyciszenia, a to mój ulubiony pub, taki mały azyl.
- Och… - nie wiedziałam co powiedzieć, byłam zaskoczona, że Casillas okazywał się dokładnie taki, jakim go sobie zawsze wyobrażałam – Więc może ja przeszkadzam? Chyba powinnam już wracać do hotelu.
- Tylko jeśli pozwolisz się odprowadzić. Madryt jest piękny nocą, ale uwierz mi, że bywa niebezpieczny. Zwłaszcza dla osób, które go dobrze nie znają. Zresztą chętnie posłuchałbym twoich opowieści o Polsce, bardzo spodobało mi się nad waszym morzem, kiedy z drużyną byliśmy w waszym kraju na Mistrzostwach Europy.
- Dobrze, w takim razie ty dotrzymasz mi towarzystwa, a ja postaram się nie zanudzić cię opowieściami o naszej małej Narnii. – mrugnęłam – Ostrzegam jednak, do mojego hotelu będziemy stąd iść dobrą godzinę.
- Chyba podejmę to ryzyko! – Iker cały czas był niezwykle pogodny, a ja… czułam się jak w mydlanej bańce, która może lada moment pęknąć i wszystko to okaże się jedynie złudzeniem, nieprawdą.
Wychodząc z klubu co chwilę patrzyłam za siebie, czy on na pewno dotrzymuje mi kroku. Tak, Iker był cały czas tuż za mną, a ja po raz kolejny błogosławiłam w myślach chwilę, w której postanowiłam się nauczyć języka hiszpańskiego.
- Dobrze mówisz po hiszpańsku. – Casillas jakby czytał w moich myślach.
- Miło to słyszeć od prawdziwego Hiszpana. – uśmiechnęłam się, a moje ego urosło do rozmiaru nieco większego niż zwykle – Uczę się języka od pięciu lat, wielu słów jeszcze nie umiem, ale ważne, że jestem w stanie się dogadać z innymi.
- Jesteś stanowczo za skromna, mówisz bardzo dobrze, gdyby nie Twoje imię to myślałbym, że jesteś Hiszpanką!
- Na pewno nie, moja uroda stanowczo odbiega od tego typu. – wyszczerzyłam się – Szare oczy, rude włosy, takie to hiszpańskie!
- Tak czy siak bardzo urocze!
Kolejne uderzenie ciepła i skupienie myśli na tym, żeby nie czerwienić się jak burak. Nigdy nie umiałam przyjmować komplementów. Taki mój urok. A te słowa padły z ust Ikera. Słowa, że jestem urocza. Wzięłam głęboki wdech i wyznaczyłam kierunek, w którym będziemy podążać, zmieniając temat na hotel, w którym zatrzymałam się z Meg.
***
Nawet nie wiem kiedy minęła godzina i znaleźliśmy się na miejscu. Żałowałam, że czas upłynął tak szybko. Chciałam zatrzymać ten moment, słuchać nadal opowieści Ikera o jego życiu w Realu, o emocjach związanych z reprezentacją, o Madrycie. Czułam, że do oczu napływają mi łzy, ale przecież nie mogłam tak po prostu się rozkleić.
- No… to już nasz hotel. Pewnie moja przyjaciółka niedługo zacznie za mną wydzwaniać. – starałam się uśmiechnąć. – Bardzo ci dziękuję za towarzystwo i opowieści. Nawet nie masz pojęcia, jaki to dla mnie zaszczyt, że miałam okazję cię poznać.
- Hm… - zamyślił się Iker – a zwiedzałyście już Bernabeu?
- Właściwie to jeszcze nie było okazji, przez mecz. Może w przyszłym tygodniu uda się załapać do jakiejś grupy. A jeśli nie, to może kiedy indziej, stadion raczej zostanie na swoim miejscu. – zaśmiałam się.
- To zróbmy tak. – Casillas wyjął z kieszeni kartkę i zaczął coś na niej zapisywać – Tu masz mojego maila, jeśli będziecie miały ochotę na wycieczkę – napisz, a ja was oprowadzę. O, albo wpadniecie na nasz trening. Przypuszczam, że poza mną chciałabyś poznać jeszcze resztę drużyny.
- O Boże. Serio? – ściskałam karteczkę w dłoni jak najmocniej, tak jak najcenniejszy skarb i nie wierzyłam w to, co właśnie usłyszałam.
- No jasne! Może i poznaliśmy się raptem dwie godziny temu, ale widzę jak wiele dla ciebie znaczy bycie Madridistą, a naszych kibiców zawsze darzymy szacunkiem. Zresztą mówiłaś, że od ilu lat nam kibicujesz?
- Od 12. roku życia. Czyli właśnie stuka mi trzynasty rok przy was…
- No, właśnie sobie odpowiedziałaś na to, czym sobie zasłużyłaś. Poza tym liczę, że jeszcze się spotkamy i usłyszę więcej ciekawostek na temat Polski. A może kiedyś wpadnę na urlop w wasze góry.
- Dobrze, więc jesteśmy w kontakcie. Do zobaczenia! I jeszcze raz – przemiło było cię poznać, Święty Ikerze!
- Wzajemnie, mało hiszpańska Tosiu z Polski! – Hiszpan uśmiechnął się i ucałował mnie w policzek. Czułam, że miękną mi nogi, ale zaraz sobie przypomniałam wszystkie jego przedmeczowe buziaki z Ramosem i odzyskałam równowagę.
Idąc w stronę wejścia do hotelu ujrzałam z daleka Megan, która żegnała się z trzema mężczyznami. Jeden z nich najwidoczniej zauważył Casillasa.
- Ikeeeeer! – krzyknął – Bracie!
- Nuri?! Co ty tu robisz?! – Iker był najwidoczniej zdziwiony, a jeden z facetów już kierował się w jego stronę.
Nuri Sahin, Borussia Dortmund, niegdyś Real Madryt. Halo, co on robił pod naszym hotelem? Dopiero w tym momencie zwróciłam uwagę na pozostałą dwójkę. Kuba Błaszczykowski i Łukasz Piszczek. A obok nich moja Meg. Co tu się dzieje? Jakaś cholerna piłkarska bajka? Nasi reprezentanci pożegnali się z moją przyjaciółką i także ruszyli w stronę Ikera, a ja podeszłam do wejścia i stanęłam naprzeciwko mojej BFF. Spojrzałam na nią i na Dortmundzkie trio, znowu na nią i na nich. Moje spojrzenie zadawało chyba tysiąc pytań naraz. Obie obróciłyśmy się, gdy usłyszałyśmy męski śmiech kawałek dalej.
- Do zobaczenia! – krzyczeli Łukasz z Kubą.
- Pamiętaj o Bernabeu! – dodał po hiszpańsku Iker.
A my nadal stałyśmy jak wryte i jedyne co w tym momencie przychodziło nam do głów, wydobyło się w tym samym momencie z naszych gardeł.
- O mój Boże…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz