sobota, 9 lutego 2013

3. What's goin' on?


Do pokoju hotelowego wracałyśmy z Megan w ciszy. Nie ogarniałam Ikera, tego wieczoru, chłopaków z BVB w towarzystwie mojej przyjaciółki. Przypuszczam, że w jej głowie działo się w tym momencie dokładnie to samo. Po wejściu do pomieszczenia spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- No co? – zapytała Meg.
- Możesz mi wyjaśnić co pod naszym hotelem robiły Dortmundziaki? – wyrzuciłam z siebie.
- A IKER?! – usłyszałam.
- Cholera, zapytałam pierwsza! Poza tym jesteś młodsza, móóóów! – zaczęłam się śmiać, bo byłam coraz bardziej niecierpliwa.
- No bo dostałam tego esa, że oni są w knajpie. Poleciałam tam, wchodzę, no i faktycznie siedzieli przy barze. Pokręciłam się chwilę, podchodzę i zagaduję. „Ooooo, nasze piłkarskie skarby narodowe w Hiszpanii”, taka wiesz gadka, że fajnie zobaczyć rodaków i takie tam. No to postawili mi piwo, potem drugie, a potem postanowili, że mnie odprowadzą, bo nie wypada wypuszczać damę samą. A Łukasz jest taki uroczy…
- Siostra, ja wiem, ja wszystko rozumiem. Ale to świeży rozwodnik, uważaj. – wyszczerzyłam się.
- No przecież wieeeem, nie jestem w gorącej wodzie kąpana! Poznałam osobiście mężczyznę idealnego, taką znajomość trzeba powoli pielęgnować. – moja przyjaciółka mrugnęła do mnie – Ale teraz powiedz mi, CO ROBIŁ Z TOBĄ IKER CASILLAS?
Opowiedziałam wszystko po kolei. Pub, zagubiony miś, Iker przy barze a potem spacer po Madrycie. Ten wieczór był jakiś zwariowany, kilka godzin a spełnionych tyle marzeń – zarówno moich jak i tych należących do Meg.

***

Leżałyśmy na wielkim hotelowym łóżku, wcinałyśmy lody z kubełka i oglądałyśmy jakąś komedię romantyczną.
- No patrz, wycieczka do Madrytu, a właściwie jej początek, a już tyle wrażeń! – westchnęła Megan.
- Mhmmmm. – wymamrotałam z ustami pełnymi lodów.
- Ej… A o co chodziło Ikerowi z Bernabeu? – usłyszałam pytanie.
- Ach, to… Dał mi swojego maila i powiedział, że jeśli zechcemy przyjść pozwiedzać to mam napisać i wejdziemy na trening Królewskich.
- To dlaczego ty jeszcze do niego nie napisałaś, BARANIE JEDEN?! – moja przyjaciółka opieprzyła mnie równo.
- Bo jest 3 w nocy? Bo nawet nie wiem czy masz ochotę jutro na taką wycieczkę? Bo może nie chcę się narzucać tak od razu? – wyrzuciłam z siebie z prędkością karabinu.
- Tak, mam ochotę na taką wycieczkę. Pisz tego maila, najwyżej odpisze ci jutro albo kiedyś tam i wpadniemy na trening w innym terminie. Pilnuję twoich marzeń!
- Dobra marudo, już dobra!
Wzięłam na kolana laptopa, otworzyłam skrzynkę mailową i wpisałam adres Ikera. Westchnęłam i spojrzałam na Meg. Jej wzrok mówił „No pisz!”. No to napisałam. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy 10 minut później usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.
- I jaaaak? – zapytała moja Sis.
Trening mamy jutro o 13, więc czekajcie na mnie o 12:30 pod stadionem. Przemycę Was jakoś do środka ;-) Do zobaczenia jutro i dobrej nocy! :-)
Iker
- No sama widzisz. – pokazałam jej maila – Mamy jutro zajęte popołudnie.
- A ty zrobiłaś się dziwnie radosna.
- Hmmm, carpe diem? Chyba czas chwytać dzień i podążać za ciosem. Ten pobyt w Hiszpanii ma być jak najbardziej udany!
- I PRAWIDŁOWO SIOSTRO! – pisnęła Megan – A teraz idziemy spać, bo trzeba rano się dobudzić a potem wyglądać pięknie i uroczo!
- Ech, kogo ja sobie wybrałam na najlepszą przyjaciółkę… - przewróciłam oczami, obróciłam się na drugi bok i już po chwili zasnęłam.

***

Obudziłam się rano z poczuciem, że to będzie dobry dzień. Wzięłam długą kąpiel, wciągnęłam na siebie swój ulubiony dres i wyszłam na taras. Megan czekała już na mnie ze śniadaniem.
- No dzień dobry! Zapowiada się dzisiaj udane popołudnie! Kawy?
- Taaaak, kawy koniecznie. Zresztą dobrze wiesz, że dnia bez kawy nie zacznę. – uśmiechnęłam się, usiadłam na fotelu i podkuliłam nogi – Wiesz, chyba się stresuję…
- Niby czym? – zapytała Meg.
- No tym treningiem. Moje życie tak bardzo mnie zaskoczyło w ostatnich dniach, że jednak trochę nie ogarniam. No i to są Królewscy – ludzie, których darzę szacunkiem od wielu lat. A teraz będę patrzeć jak trenują. No niegodna ja! – zaśmiałam się.
- Królewscy królewskimi, ale wiesz, to niezłe ciacha są. I te spocone koszulki, mraaaał.
- Mam niewyżytą przyjaciółkę, no pięknie! – oplułam się kawą – Ja tu poważnie, a ty mi z czymś takim wyskakujesz! Ja nie mam zamiaru się tam ślinić do facetów…
- …tylko do jedynego Ikera! – Megan dokończyła moje zdanie, za co oberwała rogalikiem w łeb – No przecież widzę, że słabość wróciła.
- Słabość to słabość, nie mam zamiaru jej ulegać. Przecież będziemy tu jeszcze tylko kilkanaście dni. Jest dobrze tak jak jest, po co mam jakaś zdołowana wracać do Polski?
- Skoro tak mówisz… - Meg przewróciła oczami – Więc ja Łukaszka w Polsce mogę rwać!
- Rwać to ty możesz chwasty w ogródku, kochanie. – zaśmiałam się - Kończ śniadanie i ruszaj tyłek, musimy się ogarnąć i ruszać w stronę Bernabeu. Tak szybko tam nie dojedziemy.

***

Punktualność zawsze była naszą mocną stroną, więc zjawiłyśmy się na miejscu 5 minut przed czasem. Otaczało nas kilka grupek kibiców, którzy najwidoczniej liczyli na upolowanie któregoś ze swoich idoli. Czułam się jak jakaś hotka, ech. Z obserwacji wyrwał mnie dziki pisk grupy dziewcząt.
- Tosia! – usłyszałam za plecami głos Ikera – Chodźcie, już możecie wejść!
- O matko, te laski zaraz nas zabiją wzrokiem. – szepnęła do mnie Megan – JAKIE TO FAJNE UCZUCIE!
- Cicho głuptasie! – uciszyłam ją, starając się zdusić w sobie śmiech – Ile ty masz lat? Piętnaście czy dwadzieścia trzy?
- Oj tam, oj tam!
- Cześć dziewczyny! – Iker przywitał nas buziakiem w policzek – Ty zapewne jesteś Megan? – zwrócił się w stronę mojej przyjaciółki.
-Tak, bardzo miło cię poznać! Ba, to wręcz zaszczyt!
- O, kolejna Polka, która dobrze mówi po hiszpańsku! To super, bo mój angielski jest bardzo słaby, a tak będę mógł się z wami swobodnie dogadywać. A teraz chodźmy!
Przemierzając kolejne korytarze stadionu, mogłam się mu spokojnie przyjrzeć. Przed meczem nie było ku temu okazji, tłumy ludzi, hałas ścisk. A przecież ten obiekt robił tak ogromne wrażenie! Casillas zaprowadził nas na trybuny blisko boiska, skąd miałyśmy bardzo dobry widok na to, co działo się na murawie.
- To ja jeszcze skoczę do łazienki i zaraz wracam! – pognałam w stronę toalet, których lokalizację zapamiętałam z meczu.

Stanęłam przed lustrem i spojrzałam na swoje odbicie. Nie byłam brzydka, ale też nie byłam wybitnie piękna. Ot, zwykła kobieta, znająca swoją wartość, ale czasem przeżywająca jej spore kryzysy. Na mojej twarzy malowała się teraz radość z domieszką niedowierzania. Całe życie marzyłam o wielu rzeczach, a część z nich właśnie teraz stawała się rzeczywistością. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyłam w stronę trybun. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Cholera jasna, zgubiłam się. – jęknęłam pod nosem po pięciu minutach. – Jakim cudem?!
Moja orientacja w terenie nigdy nie była najlepsza, ale teraz miałam ochotę zabić śmiechem samą siebie. Stanęłam przed planem stadionu i usiłowałam zlokalizować w którym miejscu jestem.
- Czyżby ktoś się zgubił? – usłyszałam przyjemny męski głos, tuż koło mojego ucha.
Odwróciłam się i podniosłam wzrok. Kilka centymetrów od mojej twarzy wpatrywała się we mnie para pięknych ciemnobrązowych oczu. Sergio Ramos.
- Więc jak, zagubiona? – uśmiechnął się lekko.
- Tak, znaczy się nie, nie do końca… - zapomniałam jak się oddycha.
- Cóż, może więc coś na to poradzimy. – Ramos przymrużył oczy i wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby.
- TU JESTEŚ! – usłyszałam nagle głos Ikera i przypomniałam sobie, po co mam płuca – Długo nie wracałaś, Meg zaczęła się martwić.
- Trochę… zabłądziłam… - czułam, że zaraz zrobię się czerwona, na szczęście powstrzymywanie rumieńców miałam dobrze opanowane – Poszłam chyba nie w tę stronę, w którą powinnam.
- Tutaj można się zgubić, nic się nie stało! – Iker jak zwykle był kochany – Widzę, że Sergio też już chciał ci pomóc. Ach ten nasz dżentelmen! - dodał uszczypliwie - Ale teraz musimy już lecieć na trening i widzimy się później. – kolejny buziak od Casillasa, tym razem w czoło – Musisz zejść schodami C, do zobaczenia!

Obserwowałam oddalające się ode mnie sylwetki Ikera i Sergio… i czułam się dziwnie. Kilka sekund twarzą w twarz z Ramosem i pojawiło się coś innego. Magnetyzm? Tak się mówi, kiedy coś iskrzy? Bo z mojej strony posypało się dużo iskier. Owszem, byłam od dłuższego czasu sama i nawet nauczyłam się z tym żyć, po pewnym czasie człowiek nawet jest w stanie zapanować nad popędami, a teraz? Każda część mnie miała ochotę polecieć za tym przystojniakiem i nie mogłam tego zrozumieć, bo zdarzyło mi się to pierwszy raz w życiu.
- Co się do cholery ze mną dzieje? – westchnęłam i ruszyłam schodami w stronę murawy.

1 komentarz: